Spotkaniowa uważność


OCZAMI MANAGERA / sobota, 25 lipca, 2020

Szczerze mówiąc długo zastanawiałam się, jaki tytuł powinien nosić dzisiejszy artykuł. Spotkaniowa uważność, a może niespieszność, medytacyjność? Ostatecznie wygrała uważność, jednak myślę, że wszystkie te określenia dobrze oddają charakter tego, co chcę Wam dzisiaj przekazać.

Tak naprawdę wcale Cię nie słucham.

Ile razy zdarzyło Ci się być na spotkaniu biznesowym , gdzie ludzie siebie nie słuchali? Nie tyle na spotkaniu z głównym przedstawicielem klienta (wtedy nawet najbardziej zagorzali przerywacze potrafią się powstrzymać), ale na każdym innym spotkaniu wewnetrznym firmy czy organizacji?

Scenariusz wielokrotnie jest ten sam. Ktoś zadaje pytanie. Początkowo odpowiada mu mały moment ciszy. Szczególnie, gdy spotkanie odbywa się zdalnie, a ludzie nie chcą/nie mogą włączyć kamer. Presja jakiegokolwiek nawiązania kontaktu jest więc mniejsza, a o zignorowanie łatwiej. Po pewnym momencie jedna z osób odpowiada „I have a question..”. Oczywiście wszyscy łącznie z autorem pierwotnego pytania, które napełniło wirtualną salę taką ciszą, oczekują, że postawione dodatkowe pytanie jest zasadne, że ta osoba chciałabym coś doprecyzować, czegoś się dowiedzieć. Nic bardziej mylnego. Po owej frazie pada ciąg dalszy- „I think..” i już poruszany jest zupełnie nowy, inny wątek. Tak, jakby to pierwotne pytanie w ogóle nie padło, nie zostało wypowiedziane.

I co z tego?

Można by było powiedzieć- „I co z tego?”. Grunt, że spotkanie przesuwa się do przodu. Skaczemy po tematach, zmieniamy je, nie wypracowujemy konstruktywnych rozwiązań, ale w końcu całość zbliża się do końca. Widocznie zespół potrzebuje jeszcze jednego spotkania, aby opracować temat? Dodatkowo wyrażamy SIEBIE, zadajemy SWOJE pytania.

Już tego próbowałem. Już to znam.

Wyobraźcie sobie inną sytuację. Spotkanie w zespole. Temat- problem z wypracowaniem procesu pracy nad zadaniem. Wątpliwości, kiedy, kto powinien zaczynać pracę nad tematem, aby przebiegała ona optymalnie. Jedna z dodatkowo zaproszonych osób rozpoczyna myśl. Chce zaproponować rozwiązanie, właśnie opisuje jego założenia. Jest zwięzła i nie nadużywa czasu swoich kolegów. Nie jest jej jednak dane skończyć, ponieważ ktoś rzuca: „Nie, nie, nie, to na pewno nie zadziała, próbowaliśmy już tego”. „Dajcie spokój, nie tędy droga”. I zapał znika. A z nim cała motywacja.

Czy nie lepiej byłoby w rozsądnym czasie wysłuchać pomysłu? Krótko podziękować za podzielenie się tą myślą, a nastepnie przyznać, że owszem, już czegoś podobnego próbowaliśmy, nie zadziałało, więc to też nastraja nas sceptycznie względem próbowania czegoś podobnego po raz drugi. Autor pomysłu prawdopodobnie zrozumie nasze bądź co badź racjonalne działanie, a jednocześnie czuje się doceniony. Z pewnościa chętnie podzieli się kolejnymi inspiracjami.

Szacunek.

Spotkaniowa uważność i szacunek do uczestników i ich pomysłów. Nawet, jeśli czasu jest mało i trzeba coś zrobić zwięźle, można o tym powiedzieć. Wpłynąć na zrozumienie i oczekiwania, podając przyczynę. W moich oczach wyróżnia to osoby profesjonalne nie tylko od święta. Nie tylko w zależności od tego z kim rozmawiają. Jak często spotykacie się z taką postawą? Jak często brakuje Wam jej w najbliższym otoczeniu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.